M

środa, 4 kwietnia 2018

Od Fajki CD Kordiana

Miała jedno zadanie. Ostrzec go i obserwować. A przynajmniej to w wielkim skrócie pisało na kartce, która była teraz ściskana w kieszeni czarnej jak węgiel kurtki. Zastanawiała się co zrobi chłopak. Czy ucieknie sam? A może wybiegnie z kilkoma osobami? Wyglądał na biednego, łagodnego chłopaczka poturbowanego przez życie. Z jakiegoś powodu lubiła wymyślać backstory dla randomowych ludzi spotkanych za dnia. Kto wie, może ten młody mutant tylko na takiego wygląda, ale skrywa w sobie nieodkryty talent kulinarny? Może dziwka stojąca pod latarnią nieopodal tak naprawdę jest najlepszą ciocią na świecie? Może jakiś mężczyzna z dobrodusznym wyrazem twarzy, który przeszedł szybkim krokiem ma jakiś mroczny sekret ale chowa go przed żoną? A może w końcu jeden z tych niemców, którzy robili rekonesans lokalu, miał dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę. Każdego wieczora czytał im niemieckie bajki i śmiał się gdy jadły chleb z cukrem a w pracy, jak gdyby nigdy nic, zajmował się katowaniem mutantów.

Oparła się o zimną ścianę budynku na przeciwko domu uciech. Przechyliła lekko swoje biodra i odpaliła papieros z paczki skradzionej dla przypadkowej kobiety, bardzo cieńki. Nigdy nie przykuwała uwagi do tego jakiej jakości jest papieros. Nie lubiła palić i zdecydowanie nie lubiła zapachu tytoniu, bo dla niej to był po prostu dym. Ale jakoś musiała się regenerować a palenie było najszybszym i najprostszym sposobem. Po za tym musiała czekać. Niemcom nie spieszyło się na atak na agencję towarzyską a Olgierdowi na wyjście. Czyżby nie zamierzał ratować nikogo? Wypuściła obłok dymu. Nie potrzebowali samobójcy w oddziale. Obserwowała jak sytuacja się rozwija i nie musiała czekać długo gdy zobaczyła poruszenie na dachu. Uniosła brew i wyszeptała ciche aczkolwiek zimne:
- Ciekawe...- Zaciągnęła się unosząc brew. Czyżby chciał ratować wszystkich? Dosyć naiwny pomysł, ale chciała to zobaczyć.
Gdy na miejscu zjawił się oddział SS, ona już dopaliła papieros i przydeptała peta. Co prawda żołnierze otoczyli budynek ale mieli problem z wejściem. Skupieni na próbie wtargnięcia nawet nie zauważyli poruszenia na dachu. Przewróciła oczami. Musiała pomóc temu małemu, choć niezwykle urokliwemu idiocie. Ale co mógł wiedzieć będąc tak młody? Z pewnością będzie musiał nauczyć się tego, że nie zawsze uratuje wszystkich...
W kilka chwil zmieniła się w słup dymu, co dla postronmego widza wyglądałoby raczej jak spontaniczne samospalenie. Ubrania opadły na ziemię a ona niezauważalnie rozpłynęła się. Na szybko przemyślała kilka opcji. Wiele z nich kończyło się kulką między oczami albo rozproszeniem niemców. Szczególnie druga opcja podnosiła ryzyko tego, że zauważą uciekinierów na dachu więc sunęła przy ziemi aż za linię wroga. Niemcy z trudem przebijali się przez warstwę betonu, która zablokowała to, co kiedyś było wejściem. Teraz, między śladami po ryciu, tkwiły niewielkie ładunki wybuchowe. Wybornie. Musiała działać szybko ale nie odpuściłaby efektownego wejścia. Wybuch nie był duży ale wystarczający by wzbić chmurę pyłu. Wtedy krzyknęła z owej chmury
- Herr General!- Musiała jakoś odwrócić uwagę od chłopaka. A jak najlepiej odwrócić uwagę? Zwrócić ją na coś innego. Niech myślą że mutant jest tu, nie na dachu. Dlatego tylko przyjęła dymny, kobiecy kształt. To wymagało wprawy aby nie rozpłynąć się kilka sekund potem i jednocześnie nie zmaterializować się. Spanikowany szeregowy od razu krzyknął twarde, niemieckie:
- Mutant!- A sekundę później dał się słyszeć rozkaz:
- Totschlagen! Feuer!- Powietrze natychmiast przeciął grad pocisków, a wszystkie w jej kierunku. Przez chwilę poczuła się jak sitko. To zabawne uczucie być przebitym przez powietrze. Czuła jak atakującym mrozi krew w żyłach, gdy dymna postać dalej stała nienaruszona. Nawet nie zauważyli tego, że zostali przez nią otoczeni. Przyciągnęła do siebie każdą cząstkę dymu z okolicy i zajęła się fazą B swojego okrutnego planu, a mianowicie gazowaniem. Dopadała po kolei żołnierzy i zaciskając swoje smukłe palce na ich rozgrzanych szyjach z niepochamowaną satysfakcją wpychała do ich gardeł litry dymu, spalin, zanieczyszczeń i czego to jeszcze nie było w zanieczyszczonym powietrzu Warszawy. Oczywiście musiała robić to w odpowiedniej kolejności aby żaden nie wpadł na głupi pomysł w postaci ucieczki. Była już wprawiona o wiele bardziej w porównaniu do jej pierwszego morderstwa. Wtedy była tylko zagubioną nastolatką i broniła się przed gwałtem a dziś była już kimś innym. Była kobietą z wydartą częścią uczuć, która obrzucając pogardliwym wzrokiem swoje łzawiące od gryzącego, gęstego dymu ofiary. Oglądała jak próbowały usilnie złapać choć drobinkę tlenu. Już nie myślała o tym, że być może niektórzy z nich mają rodziny. Wyzbyła się wyrzutów sumienia już dawno temu. Delektowała się za to widząc jak niemiecka świnia dławi się i miota, w żałosnych próbach ratowania się. Kolejno padali bezwładnie na ziemię jak kukiełki po skończonym przedstawieniu. Ostatni duszący się niemcy jeszcze próbowali się ratować ale ostatecznie większość skończyła jako blade, drgające jeszcze niekiedy truchła z szeroko otwartymi oczami i ustami, jak ryby pozbawione wody. Uniosła jedynie kącik ust gdy pomyślała ironicznie o zagazowanych niemcach. Wiedziała, że to raczej nieliczna cześć oddziału i zaraz będzie ich więcej ale cel był już daleko więc nie poświęcała im już więcej czasu. Spojrzała jeszcze na dach. Zdaje się, że chłopak uciekł, ale wiedziała, że to nie koniec zadań tego dnia. Miała tylko nadzieję, że nikt nie zauważył ucieczki ludzi z klubu po czym rozwiała się. Dym odsłonił sine trupy co od razu zostało zauważone przez pierwszego przechodzącego przechodnia. Usłyszała nawet jakiś damski krzyk ale ona była tylko lekko poirytowana tym, że znowu musi znaleźć swoje ubranie i że znowu pachnie spalinami
***
Powoli wkradła się do swojego lokum. Zamieszkała na poddaszu jakiegoś domu tuż przy Wiśle. Niżej mieszkała jakaś staruszka i zdaje się nie miała nic przeciwko. Czasem Zoe nawet zastanawiała się, czy w ogóle pamięta o tym, że ktoś u niej mieszka. Poddasze było całkiem obszerne i przytulne. Miało też podstawowe sprzęty takie jak kuchenka czy lodówka, jednak ona od razu pacnęła na swój ukochany materac, poduszkę i kocyk. Marzyła o masakryczne gorącej kąpieli i długiej, conajmniej półrocznej drzemce, na którą nie mogła sobie pozwolić. Każda przemiana kosztowała ją energię więc wymęczona spojrzała tylko na biedne roślinki, stojące przy oknie, które ktoś kiedyś wyrzucił a ona o nie pieczołowicie dbała by znów były piękne. Miała bardzo silny instynkt opiekuńczy i niekiedy zdażało jej się uratować coś co ewidentnie było martwe. Przynajmniej im mogła pomóc w kraju pochłoniętym wojną. Podobnie czuła się gdy zostawiła kartkę dla Olgierda w jego mieszkaniu. Zgodnie ze wskazówkami chciała go przedstawić dla Ruchu Oporu a na kartce było miejsce ponownego spotkania. Miała nadzieję, że nie zrobiła złego pierwszego wrażenia, bo chłopaczek wyglądał na conajmniej przestraszonego gdy go zostawiła. Wyobrażała sobie, że też jest takim biednym uszkodzonym i niechcianym kwiatkiem o którego ktoś musiał zadbać... ale może skoro pomógł tylu ludziom, będzie chciał pomagać znowu. Westchnęła cicho tuląc swój kocyk. Natłok myśli to ostatnia rzecz jakiej dzisiaj potrzebowała. Zamknęła więc oczy wsłuchując się w pierwsze krople deszczu, dudniące o dach by na chwilkę zapomnieć o życiu.

<Kordian? Teraz już wiesz czym Fajka była zajęta c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz