M

niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Kaina

Przerwa śniadaniowa. Jak ja jej nie lubiłem.
Mnóstwo uczniów, mnóstwo zapachów i mnóstwo hałasu.
Jęknąłem, przecierając twarz dłońmi. Cholerna anomalia.
- Kain, wszystko w porządku? - wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem głośno i wyraźnie swoje imię. Na dodatek od osoby, która miała donośny głos.
- Ta, w jak najlepszym. W ogóle, weźcie się zamknijcie! - warknąłem. Szybko zrobiło się ciszej. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak jest o wiele lepiej.
- Karmelek - zmarszczyłem brwi. Tylko grupka osób tak do mnie mówi. Spojrzałem na źródło dźwięku. Tak, to był mój przyjaciel, Paweł. Totalny gej.
- Słucham? - odparłem, pochylając się do tyłu na krześle, tym samym "huśtając się" na nim.
Zadarłem głowę do góry, całkowicie nie spodziewając się że ten blondas się jeszcze pochyli, przez co kosmyki jego włosów połaskotały mnie w twarz. No i ten intensywny zapach, wredota. Momentalnie wróciłem do prawidłowej postawy, kichając niczym mały kotek. Taa. I jeszcze poczułem delikatne ciepło na policzkach. Perlisty śmiech, który (nie)przyjemnie uderzał w uszy. Ugh. Że też musi używać ziołowych szamponów i dużej ilości perfumów!
- Więc cukiereczku rumiany - przewróciłem oczami. Z kim ja się zadaję? - Masz zadanie z matmy? - wielkolud usiadł obok mnie, przez co poczułem się malutki. Psia mać.
- Ta. Mam. Daj mi jakiś powód dla którego nie miałbym go mieć? - mruknąłem, pocierając skronie. Chwila ciszy (z jego strony).
- Racja. Ty zawsze wszystko masz! - klasnął w dłonie. Koleś, no chyba cię wali jak nigdy. W ułamku sekundy moja pięść znalazła się tam, gdzie jego brzuch, a raczej przepona. Zgiął się w pół, jęcząc z bólu.
Normalka.
Założyłem plecak na jedno ramię i rozejrzałem się dookoła. Słońce świeciło jasno, ale nie było gorąco. Przymrużyłem bardziej oczy i zamrugałem zdziwiony. Moja grupka przyjaciół szła sobie z przodu, rozmawiając i śmiejąc się w najlepsze. No super przyjaciele, nie ma co. Bym zawołał żeby zaczekali czy coś, ale aż takim desperatem nie jestem. Wsadziłem dłonie w kieszenie i zacząłem swój powolny marsz. Kolejne zadania z matmy, z niemieckiego sporo, trochę z fizyki, no i te kartkówki i sprawdziany... Nie ma wolnego. Na szczęście nic z pracy pisemnej nie ma, bo bym chyba coś zrobił tym nauczycielom.
Huk.
Podskoczyłem przestraszony i rozejrzałem się. Nie, to nie było blisko. Nikt tego nie usłyszał, oprócz mnie. Wziąłem głęboki oddech i szedłem dalej. Póki jest daleko, wszystko jest spoko...
W spokoju zrobiłem lekcje, nauczyłem się i siedziałem teraz na łóżku, próbując się uspokoić. Znowu w nocy działy się niezbyt przyjemne rzeczy. Spojrzałem na zegarek i przewróciłem oczami. Nie zasnę teraz. Wstałem i ubrałem grubą bluzę - niezbyt przejmowałem się swoim zdrowiem i temperaturą na dworze. Wyszedłem po cichu z domu i ruszyłem boczną ścieżką, nasłuchując kroków. Nikogo nie słyszałem żeby był blisko, więc mogłem spokojnie się przemieszczać, trzęsąc się z zimna jak jakaś osika w bardzo wietrzny dzień. Westchnąłem głęboko, przypatrując jak tworzy się ogromna, bardzo widoczna para. Uśmiechnąłem się pod nosem i w tym samym momencie usłyszałem kroki... kilku osób. I ten szwabski język. Przekląłem pod nosem i rozejrzałem, poszukując schronienia - którego nie było w zasięgu wzroku. Został mi tylko, który jednak nie był mocną stroną. No i tak biegłem, cały czas się rozglądając kiedy zostałem pociągnięty w bok. Osoba zakryła mi usta dłonią, a ja poczułem jak tętno mi się podnosi. Zamknąłem oczy, mając nadzieję że dzisiejszej nocy nie dostanę wpierdolu. Ta, w tym momencie czułem się jak jakaś osika.

<Someone?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz