M

niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Fajki CD Rene

Nie wiedziała czy jej ufać i przez dłuższą chwilę patrzyła na jej dłoń. To był nad wyraz wielki zbieg okoliczności. Ale jak to mówią: "Jeśli dają to bierz, a jak nie to bierz i uciekaj". Słyszała o ruchu oporu w wielu krajach. Podobno wszyscy mutanci mieli co najmniej jedną siedzibę w każdym kraju, nawet w Watykanie! Nigdy jednak nie mogła takiej znaleźć, nie bez powodu siatka nie została wykryta. A teraz stała przed nią taka szansa...Okazjonalnie postanowiła nie węszyć wszędzie spisku i szybko wstała z pomocą kobiety. A może dziewczyny? Wyglądała bardzo młodo a jej uśmiech wyglądał bardzo niewinnie.

- Mów mi Rene
- Zoe...
- Jak twoja ręka?- Skinęła lekko na dłoń, która nie tak dawno była tylko smugą szarego dymu
- To nic.- Zoe schowała ją szybko pod kurtką, jakby ktoś miał to zobaczyć, chociaż były same. Czuła pieczenie od mokrego asfaltu na którym nie tak dawno obydwie leżały. To głupie, że składając się w 70% z wody, raniła ją wilgoć - To ze stresu. Nie wiedziałam, że też jesteś mu... w organizacji.- Poprawiła się szybko na wypadek, gdyby jednak ktoś je usłyszał, choć było to mało prawdopodobne w takiej opuszczonej uliczce jak ta.- Tak, to bym pewnie ich też poczęstowała ciastem a potem uciekła albo ich sprała.- Wzruszyła ramionami. Dziewczyna się zaśmiała cicho.
- Lubię cię c:
- A ty? Masz jakąś, *zdolność*?
- Mam, ale może nie tu. Chodź, pokaże ci twoją tymczasową kwaterę.- Blondynka uśmiechnęła się z otuchą a Zoe za nią posłusznie poszła. Czuła się obecnie jak zdziczała kotka, którą ktoś próbował udomowić. Widziała jak dziewczyna chce jej pomóc a jednak... po tych kilku latach spędzonych na tułaniu się nie mogła się przełamać by jej zaufać. Jeszcze nie teraz. Przeklinała też w głowie gdzie nagle podziała jej się odwaga. Co jeśli owa Rene okazała się Cywilem a ona uciekłaby zostawiając ją na pastwę losu okupanta? Westchnęła cicho.
- Coś się stało?- Pomarańczowooka spojrzała na nią.
- Nie nic... szkoda mi ciasta które zostawiłyśmy. - Skłamała szybko i uniosła kącik ust. Dziewczyna znowu się zaśmiała a Zoe wypełniło nieokreślone uczucie. Lubiła sprawiać innym radość, szczególnie w takich czasach ale ostatnio nie miała zbyt wielu okazji.
Rene zaprowadziła ją do siedziby. Zoe zastanawiała się tylko czy to przypadkiem nie kolejna pułapka więc szła dosyć spięta i trzymała się blisko towarzyszki w trakcie gdy ta objaśniała jej niektóre rzeczy. Szczęście w postaci normalnego łóżka nie wydawało się takie cudowne gdy musieli iść przez szare korytarze. Były oświetlone nielicznymi lampami i mimo że bardzo shludne, wyglądały jak wyjęte z jakiegoś horroru. Mijane postacie też nie budziły zaufania. Zdecydowanie też zaniżały samoocenę. Czuła się źle w ukradzionych ubraniach śmjerdzących dymem, ale zdaje się, nikt chyba nawet na to nie zwrócił uwagi. Kobieta zaprowadziła ją przez długi, klaustrofobiczny korytarz aż do jakiegoś pokoju, najwyraźniej dowódcy. Musiała faktycznie naprawdę dobrze znać generała bo niemal natychmiast wyjęła z szuflady formularz przyjęcia. Zoe natomiast rozejrzała się po pomieszczeniu. Był zaskakująco bogaty w przeróżnego rodzaju rośliny a szafka na dokumenty zdawała walczyć o prawo bytu z jakimś pnączem. Uwagę jej przykuła jednak najbardziej mała muchołówka, stojąca w półcieniu. Uśmiechnęła się lekko przypominając stare czasy.
- Też miałam jedną...- Spojrzała na Rene, która uparcie szukała długopisu.
- Co takiego?- Spojrzała na nią. Teraz jej pomarańczowe tęczówki jeszcze bardziej były widoczne. Zoe uśmiechnęła się.
- Gdy mieszkałam jakiś czas w Waszyngtonie, lubiłam ratować takie porzucone roślinki. Pierwszą z nich była muchołówka...- Uśmiechnęła się pod nosem ale uśmiech szybko zgasł.- Trudno mieć rośliny kiedy cały czas jest się w drodze.

<Rene? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz