Sprzedawca zaproponował kupno wazonu. Tradycyjna śpiewka, by komuś jeszcze coś wcisnąć do zakupu, ale nie było to nic złego. Brunet ucieszył się w sumie na propozycję wazonu, a kiedy chwilkę pomyślał, przypomniał sobie, że w ostatnim czasie, kiedy starsza kobieta wpadła w furię rozbiła swoich chyba ze cztery, więc… bukiet mógł trafić do szklanki.
- A ma Pan jakiś taki wazon… no wie Pan… taki wykwintny? Taki porcelanowy z jakimś eleganckim wzorem? Osoba, dla której to kupuję bardzo lubi klasykę – przedstawił swoje zapotrzebowanie. Mężczyzna na te słowa nieco się zdziwił, jakby żądania chłopaka były czymś dziwnym, ale nie były. Powód zaskoczenia był inny, ale Litwin go nie znał.
- Myślę, że znajdę coś odpowiedniego – odpowiedział serdecznie i zrobił parę kroków za siebie, gdzie stały sterty jeszcze nie rozpakowanych kartonów. Po kolei odcinał taśmę i otwierał kolejne pudła. Chłopak w tym czasie rozglądał się po pomieszczeniu. Zauważył niedaleko swoich rąk gazetę, a właściwie krzyżówkę. Leżał na niej niezatkany długopis. Oggi obrócił ją lekko w swoją stronę, by zobaczyć jakie są hasła. Większość z nich była nierozwiązana. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, kiedy zobaczył, że jednym z rozwiązań jest stolica jego ojczyzny.
- Co Pan myśli o tym wazonie? – spokojnym głosem spytał sprzedawca. Tym pytaniem wybił chłopaka z rozmyślań nad krzyżówką i poszukiwań w głowie haseł. Zdezorientowany spojrzał na rudego mężczyznę, a potem na wazon. Był w ciemnym, bordowym kolorze ze srebrnymi wzorami w kształcie kwiatów. Pięknie błyszczały się w promieniach letniego słońca.
- Aż szkoda mi go oddawać… jak ma być rozbity jako kolejny – pomyślał i sam zaśmiał się w duchu z siebie i ze swojego chwilowego egoizmu – Jest piękny – powiedział do mężczyzny – Wezmę go – oświadczył. Brodacz z zadowoleniem skinął głową i zabrał się za ładne pakowanie. W sumie… nie musiał tego robić. Za pakowanie na przykład na prezent również można było brać drobną opłatę, ale chłopak przypomniał sobie, że nie zna zupełnie cen w kwiaciarni, więc jeśli sprzedawca wyskoczy z jakąś wielką ceną, to będzie miał problem z zapłatą, ale liczył na to, że cena bukietu nie wynosi 50 zł. Ponownie wrócił wzrokiem do krzyżówki i odgadywał kolejne hasła. Nie pochodził z Polski, ale doskonale znał ten język. Nie znał wszystkich słów, raczej nikt, nawet rodowity Polak ich nie zna, ale jeśli obcokrajowiec jest w stanie rozwiązywać krzyżówki to jego znajomość języka jest naprawdę dobra.
- Proszę – na ladzie została położona ładna torebeczka, w której zapewne był wazon, a zaraz obok bukiet – To będzie razem 40 zł – oznajmił. Olgierd sięgnął do swojego portfela i wyciągnął dwa banknoty po 20 zł, po czym schował go z powrotem do kieszeni.
- Długo się Pan głowi nad tą krzyżówką? – zapytał żartobliwie.
- No, niestety dosyć długo – odpowiedział brodacz i oparł się o ladę.
- Mogę? – zapytał brunet wskazując palcem na gazetę. Rudy sprzedawca nie miał nic przeciwko. Machnął na tak, mając na twarzy wypisane coś w stylu „ Jeśli chcesz to proszę, powodzenia „. Olgierd obrócił krzyżówkę tak, aby i on i mężczyzna ją widzieli.
- Stolica z Basztą Giedymina i Ostrą Bramą. Giedymin to słynny władca Litwy, zaś stolicą Litwy jest Wilno – wpisał literki w krateczki – Lekceważące zwracanie się do kogoś to dezynwoltura. Marnować czas na próżno to inaczej mitrężyć. Chylenie się ku upadkowi na przykład jakiejś warstwy społecznej to dekadencja. Inaczej rzeczy niematerialne to imponderabilia – kolejne hasła Oggi wpisywał w kratki krzyżówki – Długo Pan rozwiązuje krzyżówki?
- Nie. Skąd… to raczej z nudów, kiedy nie ma ruchu – odpowiedział bez emocji, jakby był zmęczony. A dopiero co obsługiwał Olgierda z radością i entuzjazmem.
- To dosyć trudna krzyżówka, jak dla osoby nie wtajemniczonej w system rozwiązywania. Kiedy już się ich trochę rozwiązuje, hasła się powtarzają – wytłumaczył – Może jednak lepiej spróbować z literaturą? – zaproponował brunet i spojrzał na kwiaciarza. Ten tylko westchnął.
- Mam czytać książki, gdzie pełno cenzury i kłamstw? – zapytał z ironią. Litwin zaśmiał się na to pytanie i rozbawiony odpowiedział.
- A skąd! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby to Panu proponować – zapewnił – Również nie czytam literatury z księgarni. Szukam w archiwach oryginalnych przekładów poezji i poematów. Może Pan nie uwierzyć, ale… prawie nikt nie czyta TYCH książek – uśmiechnął się, zaś mężczyzna nic na to nie odpowiedział tylko się zamyślił. Nastolatek wziął z lady kwiaty i torebkę, podziękował i już miał odchodzić do drzwi, żegnając się przy tym, kiedy do lokalu wszedł milicjant ubrany w charakterystyczny mundur, w którym chodziły niemieckie oddziały. Brunet znał go, gdyż wojskowy był jednym z jego klientów. Uśmiechnął się lekko na jego widok i przywitał po niemiecku. Mężczyzna skinął czapką, jednak to, co zrobił później wywołało agresję bruneta. Mianowicie Niemiec klepnął go w tyłek, kiedy go mijał po czym się zaśmiał pod nosem. Chłopak w momencie stanął bez ruchu, jak kamienny posąg i nawet nie odważył się odetchnąć, ale kiedy dany czyn trafił do jego świadomości do działu „ Mój honor „ to… odpowiedź nie zapowiadała się miło. Z lekkim drżeniem odłożył torebkę i bukiet na ziemię. Z błędnymi oczami odwrócił się do sierżanta, który stał do niego plecami. Podszedł powoli i zastukał go w ramię. Ten odwrócił się i otrzymał silnego plaszczaka w mordę. Odgłos rozniósł się po lokalu. Nie było to powalające uderzenie, ale haniebne. Nie czekając na opamiętanie Niemca, Olgierd złapał go za fraki i wyciągnął lekko w górę, żeby musiał stać na palcach.
- Nie jestem Twoją dziwką! – krzyknął mu po niemiecku prosto w twarz – Ile razy mam Ci to powtarzać?! Żadnego klepania, dotykania, całowania i seksu! Rozumiesz?! Jak nie pasuje to wywalaj do dziwek za rogiem i nabaw się syfu! A spróbuj, kurwa, coś mi zrobić, a nie pożyjesz… - warknął i puścił ubrania milicjanta. Ten zachwiał się lekko. Na jego twarzy był wymalowany czysty szok. Jeszcze nigdy nie widział chłopaka w takiej furii, choć i tak to nie było jego maksimum. Siedemnastolatek oddychał ciężko i z wściekłością patrzył na Niemca. Obrócił się gwałtownie, zabrał zakupione rzeczy i wyszedł bez słowa na ulicę, gdzie stał jego kolega, ale był zbyt zajęty szlugiem, aby cokolwiek widzieć czy słyszeć. Litwin zrobił kilka szybkich kroków, po czym zaczął zwalniać. Humor dnia tego zszedł z niego momentalnie. Nie miał już ochoty na pracę, ale musiał za coś żyć. Miał tylko nadzieję, że jego klientka nie będzie wyjątkowo uciążliwa.
- Mam dla niej prezent… będzie się lepiej czuła – powiedział do siebie i wrócił do swojego mieszkania. Nie był jeszcze po śniadaniu, więc agresja w kwiaciarni mogła być częścią głodu. Musiał też się przebrać w swój elegancki strój.
< Stefka? Przestraszyłeś się? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz