M

sobota, 7 kwietnia 2018

Od Stefki CD Kordiana

Gównarzeria przyszła i zaczęła się popisywać, a mi, biednemu kwiaciarzowi, którego niejedna osóbka odważyłaby się określić już mianem emeryta, pozostawało tylko uprzejmie dobierać ten walony dzban i wcale nie chodziło o takie, które przemierzały właśnie tutejsze uliczki. Wyciągałem kolejne, szykowałem, rozcinałem, szukałem, kręgosłup zaczynał boleć, towarzyszyły mi przy tym wszystkim ciche sapnięcia, no i oczywiście ciekawskie spojrzenie oczu chłopaka. Nawet nie wiedziałem, jakiego koloru, nie miałem najmniejszej ochoty przypatrywać się tej małej paskudzie, która się tutaj przytarabaniła. Wszystkie były po jednych pieniądzach, zarozumiałe bachorstwo, które i tutaj się powtórzę, myśli, że podbije cały świat i uratuje go przed upadkiem. Błagam was, wyrżnęliśmy się w pień, tutaj już nie ma co zbierać.

Pokazałem pierwszy lepszy wazon, jaki znalazłem, na moje szczęście się spodobał, dlatego bez ociągania zacząłem go pakować i wtedy, tuż po wyłożeniu kasy na stół zaczęła się jazda bez trzymanki i naprawdę nie mam zielonego pojęcia, dlaczego zgodziłem się, żeby ten dzieciak wziął moją krzyżówkę i zaczął ją rozwiązywać, jak gdyby nigdy nic, przy okazji pouczając mnie na głos. No błyszcz, błyszcz, ale łatwiej by było, jakbyś się smarku parszywy brokatem obsypał, bo naprawdę miałem ochotę usiąść i rozwiązać tę krzyżówkę samemu, bo kurwa były drogie. Szczególnie teraz. Dobrze, że miałem jeszcze kilka w zapasie, bo gdyby nie, to z radością zdzieliłbym gówniarza nią po łbie i jeszcze nawrzeszczał, już nawet nie licząc się z reputacją, no kurwa jego Maciek, no mi zajęcie na kolejne kilka godzin ukradł, bo się musiał wymądrzyć, pierdolę taką politykę. Napisał egzamin gimnazjalny i wielki pan i władca się znalazł, gówniarzu, PIT tyś kiedyś rozliczał? Nie? A jakiekolwiek podatki odprowadziłeś? Nie? No to może, chociaż kajak wynająłeś na wakacjach? Właśnie.
Jeszcze potem tekst o książkach, no mówię, coś tu śmierdziało wojskiem i zgranie kolejnego Kowalskiego, który na lektury charczy, brzmi lepiej, niż dobrze, prywatne zbiory z kilkudziesięciu lat wstecz pięknie błyszczały się w kartonach.
Już ignorowałem całą resztę i jak coś się działo, to odpowiadałem zdawkowymi mruknięciami, albo kiwaniem głowy, bo nic innego lepszego do roboty nie miałem, a naprawdę chciałem już zbyć chłopaka, zresztą jak resztę tych osobników, które najwyraźniej na łeb upadły już iks lat temu.
Jak na przykład Niemiec, który wlazł do kwiaciarni i z tego, co zauważyłem, pozwolił sobie na o jeden gest za dużo w stosunku do bruneta. Naprawdę nie chciałem się wtrącać do tego, co ich łączy, co nie, co robią, jak spędzają wolny czas i ogólnie co tam między nimi zachodzi, no ale jak mi zaczęli jeden na drugiego wrzeszczeć, to żem się skrzywił, bo mi renomę kwiaciarni popsują i co będzie. Wysłuchałem dokładnie wywodów chłopaka, który, no powiedzmy szczerze, emocji sobie nie szczędził i naprawdę chciałem ich wywalić na zbity pysk na bruk, bo nikt mi nie będzie się w lokalu darł, klepał po dupie i używał niecenzuralnych słów, no szanujmy się, błagam, proszę, liczę na litość sił wyższych, bo to, co ostatnimi czasy się działo, to była istna zakrawa na kpinę.
Parsknąłem, prychnąłem i już miałem reagować, opieprzyć chłopaka, jak i mężczyznę z góry do dołu i wyrzucić, kiedy chłopak po prostu go puścił i zamiatając tyłkiem, opuścił pomieszczenie, wcześniej pusząc się i jeżąc jak zirytowany kocur. Zerknąłem ze zdziwieniem na Niemca, który zdążył zarobić lepę na pysk, niezłe kazanie i szok spowodowany reakcją gówniarza.
Przetarłem twarz, ale mimo wszystko się uśmiechnąłem, bo takiej komedii już dawno nie widziałem, a wkurwiony chłopak wyglądał po prostu zabawnie.
Oczywiście za chwilę z pokorą przywitałem się z mężczyzną i zacząłem go obsługiwać, bo co innego mogłem zrobić, przecie to nie moja sprawa. Komentarzy jak zawsze sobie oszczędziłem, wzrok miałem nieobecny, a cała sytuacja przeszła bez najmniejszego odzewu, bo przecież, po co się jakkolwiek wychylać.
Życzenie miłego dnia tuż po zapłacie, skinięcie głową i opuszczenie lokalu. W końcu mogłem wrócić do panoramy, chociaż jedną musiałem przeskoczyć, bo nie mi przyszedł zaszczyt ją ukończyć.
Prychnąłem w myślach. Te dzieciaki w dzisiejszych czasy nie mają za grosz kultury i tego człowiek był bardziej niż pewien.

Z głośnym, aczkolwiek odprężonym westchnięciem przekręciłem klucz w drzwiach i uznałem, że mimo dość idiotycznych atrakcji, ten dzień był znośny i nawet przyjemny. Posprzątałem, przeliczyłem kasę, poukładałem jeszcze odżywki i koniec końców mogłem nareszcie opuścić klitkę, by odetchnąć świeżym śmierdzącym powietrzem, wyciągnąć papierosa i ruszyć z kopyta, bo dzisiaj dzień, w którym postanowiłem pozwolić sobie pofolgować i ruszyć na mieściny nawet na zwykły spacer, bo może to w końcu będzie ten upragniony dzień, gdy dostanę kulkę w łeb i ułożą mnie gdzieś obok babuszki, no kto by tego nie zapragnął? W takich realiach? Chyba każdy.
Liczyłem tylko na dzień bez dziewczyn, przy których załączałby mi się tryb Matki Teresy, czy innego obrońcy uciśnionych.
No, a potem namierzyłem tylko chłopaczynę z poranka, liczyłem tylko na możliwość spierniczenia stamtąd w podskokach bez zostania zauważonym, ale przydługie gapienie się na eleganckie wdzianko, w jakie się wbił, doprowadziło tylko do tego, że szybko odnalazł mnie spojrzeniem, a ja modliłem się tylko o szybką śmierć, bo raczej o panowanie nad emocjami u niego krucho, co udowodniła mi dzisiejsza akcja. Dlatego nie czekając dłużej, po prostu uciekłem spojrzeniem i ruszyłem dalej, odpalając kolejnego papierosa i licząc przy okazji na to, że żaden strażnik podwórka nie zdecyduje się mi za to urwać jaj, bo byli zdolni do wszystkiego, a szary Kowalski, taki jak ja, to przecie nic do zaoferowania nie miał.
Widok gówniarza jednak miał tam jakieś plusy, bo automatycznie załączyła mi się przypominajka o krzyżówce, którą przydałoby się kupić, bo ktoś zdecydował mi się popsuć zabawę na długie wieczory.
Byle mnie wzbudzić podejrzeń, byle nikogo nie skusić, byle wyjść bez szwanku, tylko o tyle proszę.
Co tam, że wychodziłem na hipokrytę, mimo poprzednich bzdetów umierać nie chciałem. Chyba.

[NASTĘPNA CZĘŚĆ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz