M

sobota, 31 marca 2018

Od Stefki CD Usagi

Kolejny dzień na tych starych śmieciach. Zadanie na dziś? Nie wpaść pod ślimaki czołgu, nie podpaść w żaden sposób żołnierzom na patrolu i może zrobić jakieś zakupy, bo lodówka świeciła pustkami, nie licząc tej brązowej butelki z resztką piwa sprzed tygodnia. Cholernie nie chciało mi się go wylewać. Wracając, no, ogólnie rzecz biorąc standardowy pakiecik tej obrzydliwej sielanki, której miałem już naprawdę powyżej uszu.
Zawalone ulice, kitrające się po ciemniejszych uliczkach dzieciaki i te pierdzielone obchody, gdzie nikt nie był właściwie bezpieczny, nawet neutralny cywil. Ba, neutralny cywil był w szczególności zagrożonym gatunkiem, jak nie konspiracja, bo sprzedasz nas wojsku, jak nie wojsko, bo pewnie trzymasz z konspiracją, to inny cywil, bo debilowi się ubzdura, że na pewno, ale to na sto procent jesteś anomalią, bo przecież krzywo ci się z oczu patrzy i chcesz go ciachnąć szybciej, niż zdążyłby powtórzyć imię swojej matuli. Naprawdę, pierdolę taką politykę, w jakim świecie przyszło mi żyć?
Odpaliłem papierosa, zaciągając się i dokładnie obserwując okolice, oczywiście ze względnie głupkowatym wyrazem twarzy, taktyka na skończonego idiotę dobrze sprawdzała się w ostatnim czasie i nie zapowiadało się na to, żeby akurat ta kwestia poddana została jakimkolwiek zmianom. Ani okupanci, ani rebelianci nie mieli ochoty cackać się z podstarzałym, nieco pozbawionym zdrowych zmysłów panem z kwiaciarni, prawda? A nawet jeśli, to sam zadbam o to, żeby w trybie natychmiastowym stracili zainteresowanie moją osobą.
Widok spierdzielającego przed żołnierzami chłopaczka o poranku był jak miód na połamane serducho, wystarczyło podstawić pod tego nutkę z Benny Hilla, patrzeć i zrywać boki, a w rzeczywistości najlepiej się nie przyglądać, bo będziesz następny.
Przy okazji, dla podkręcenia skali komiczności całej sytuacji, musiał wbić się jak taran w jakąś bogu ducha winną kobietę, przewrócić ją i popędzić dalej ile sił w tych chudych nóżkach.
— Powinieneś uważać jak biegasz! — wrzasnęła za nim rozjuszona nastolatka. Rozjuszona nastolatka z uszami, która siedziała na ziemi, idealnie na torze wyznaczonego dla naszych władców osiedla z karabinem zamiast pałki.
Oczywiście jak bardzo bym nie chciał zostać w tej całej sytuacji typowym, szarym Kowalskim, który będzie tylko oglądał cały teatrzyk, tak musiał, jak zawsze zresztą, załączyć mi się tryb Matki Teresy z Katapulty i jak ostatni głąb podreptałem do kobiety, by złapać ją za ramię i zacząć ciągnąć go góry.
— Wstajemy, wstajemy, no, chyba że chcesz, żeby ci nasi strażnicy miejscy uszęta upierdolili przy samym łbie — warknąłem, dalej starając się postawić kobietę na nogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz