M

wtorek, 27 marca 2018

Od Fajki do Rene

Było już późne popołudnie. Szare chmury zlewały się z szarymi budynkami i równie szarymi ulicami. Wyglądało na to, że szarość opanowała cały świat. Ale nie dane jej było cieszyć się tym dniem. Już z samego rana została obryzgana wodą z kałuży przez autobus, który jej uciekł. Na szczęście na jej czarnym ubraniu nie było tego mocno widać. A przynajmniej dopóki nie wyschnie. Wciąż czuła na nogawkach i w skarpetkach tą nieprzyjemną wilgoć. Teraz nie mogła się w razie ucieczki się rozpłynąć w powietrzu co tylko podsycało jej gniew. Chciała stanąć po środku ulicy i zacząć krzyczeć ale nie zrobiła tego i dalej szła z dumnym spojrzeniem skierowanym przed siebie.
Obrzucała tylko przypadkowych przechodniów wilczym spojrzeniem swoich złotych tęczówek. Nienawidziła ludzi, którzy chcieli przymknąć wszystkich, którzy byli inni od nich. Nienawidziła wilgoci i mokrych skarpetek. A już naprawdę nienawidziła swojej mocy. Było przecież tyle żywiołów. Gdyby mogła panować nad wodą to każda ludzka flota by przed nią drżała. O ogniu nie wspominając! Mogła mieć skrzydła, być bestią albo najzwyklej w świecie szybko się regenerować bądź być super szybka. Ale nie. Z wszystkich możliwych zdolności ona musiała zmieniać się w dym. W gryzący, śmierdzący dym. Nawet gdy się wyperfumowała to po kilku godzinach pachniała jak po wyjściu z ogniska. Stanęła w miejscu i odetchnęła cicho by się uspokoić. Zastanawiała się dlaczego nie mogła mieć zdolności związanej z tym co lubi. Skrzywiła się lekko i prychnęła gdy przypomniała sobie wszystkie motywacyjny teksty w stylu: "zaakceptuj siebie taką jaka jesteś". Jej wzrok powędrował na wystawę cukierni. Wydawało jej się, że to jedyne miejsce gdzie w tym mieście zostały jeszcze jakieś kolory poza odcieniami szarości. Podeszła bliżej. Jej wzrok przykuło piękne czekoladowe ciasto z dopiskiem "Black Forest" znajdujące się między kolorowymi makaronikami a jakąś truskawkową roladą. Zacisnęła dłoń w kieszeni swojej przydużej kurtki. Ten dzień chyba nie mógł być gorszy a do godziny policyjnej jest jeszcze trochę czasu
~***~
Stało się. Siedziała w parku mając na swoich kolanach karton czekoladowo-wiśniowego szczęścia. Myślała nawet czemu by nie zatrudnić się w piekarni ale szybko sobie przypomniała, że prędzej by spaliła pół miasta niż udałoby jej się coś upiec. Powoli delektowała się kolejnymi kęsami czekoladowego złota patrząc na ludzi. Niewielu z nich wychodziło teraz do parku. Nie bała się policji. Miała dokumenty a zawsze mogła odstawić scenkę, że zerwał z nią chłopak albo najzwyczajniej po prostu się rozpłynąć. Uznała jednak, że taki kawałek ciasta to za dużo na taką małą osóbkę jak ona. Na szczęście akurat przechodziła jakaś dziewczyna. Wyglądała na zamyśloną. Zoe śmiechnęła się lekko widząc jak przebywa teraz w swoim świecie. Stwierdziła, że ma bardzo ładne oczy.
- Hej! Ty.- Pomachała plastikowym widelcem, którym niedawno jadła ciasto. Dziewczyna otrząsnęła się i rozejrzała. Trochę jej zajęło by w końcu zauważyła osobę, która ją wyrwała z rozmyślań.
- Nie chcesz może trochę ciasta czekoladowego? - Gdy to powiedziała poczuła jak jej policzki robią się różowe. Zabrzmiało to o wiele głupiej niż myślała i poczuła się trochę jak pedofil jednak starała się trzymać fason.

<Generale? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz