M

piątek, 23 marca 2018

Od Friedricha do Rene

-Vinzenz, przecież wiesz, że nie możesz tak cały czas. To cię wykańcza, nie widzisz tego? - zapytałem mocno poirytowany tak samo dużą upartością swojego towarzysza, co moja.
-Ruhe bitte! - uniósł się, jednakże używając grzeczniejszej formy. Szanował mnie jako swojego życiowego druha, mimo wielu zgrzytów. -Co ty możesz wiedzieć Rich? - użył starego podwórkowego przezwiska. Znaczyło ono tyle, co 'bogaty'.
-Dużo mogę wiedzieć będąc twoim przyjacielem. Żyję z tobą niemalże od kołyski. Z mojej perspektywy, wszystko zmierza w kompletnie złym kierunku - próbowałem trzymać nerwy na wodzy jednakże z mizernym skutkiem. W środku mnie krajało się serce podczas tej wymianie zdań.
-Dlaczego tak uważasz? Czy to naprawdę złe, że próbuję nie czuć się samotny?  - trzasnął dłonią w stół, czym przestraszył podsłuchującą rozmowę pokojówkę.
-Naprawdę potrzebujesz kobiety, żeby nie czuć się samotny? - stęknąłem niewzruszony hukiem.
-Bo jak widzisz mój drogi kolego, mamy wojnę. Przez mutantów zginęła moja rodzina, a sam chciałbym się jeszcze zabawić, założyć potem szczęśliwą rodzinę z seksowną kobietą. Przypomnieć ci kogo ty straciłeś? - syknął spoglądając na mnie czerwonymi oczami. Zacisnąłem zęby odganiając złe wspomnienia. - No właśnie, też powinieneś się wyluzować.
-Dobra Vinz, chcesz ruchać to ruchaj tylko nie spoufalaj się panienkom. Panienki również mogą być w działającej konspiracji - spojrzałem wymownie na kobietę, która wytrzymała moje spojrzenie. - A jeśli chciałbyś trzymać łeb na karku - zwróciłem się do towarzysza. - To naprawdę radzę ci zastosować się do moich rad. Tym razem mogę cię nie uratować - z tymi słowami wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami tak, że się zatrzęsło.
-Fick dich! - usłyszałem za sobą wrzask białowłosego.
-Der Scheißkerl ! - odpowiedziałem na klatce schodowej.
Schodząc po schodach przeklinałem pod nosem walcząc z tym, żeby nie wrzeszczeć na cały głos. Nikt przecież nie musi słyszeć mojego bogatego słownictwa. Wychodząc z budynku pozdrowiłem stojących tam kamerdynerów, lokajów czy jak oni się tam dokładnie nazywają. Ruszyłem pieszo w drogę zwiedzając okolicę. Może znajdę coś podejrzanego, choć w głębi duszy mam nadzieję, na zerowy rezultat. Żwawym krokiem wchodziłem w uliczkę kiedy mocno uderzyło mnie ciało. Szybko orientując się, że kobieta która na mnie wpadła się zachwiała, automatycznie złapałem za ręce, w dość delikatny sposób. "To cywil", modliłem się w duchu, "to cywil". Wypadły jej dwie książki. Nie przyglądałem się tytułom i okładkom.
-Entschuldigung - pochyliłem głowę w przepraszającym geście. -Moja wina. Die Papiere? -moim obowiązkiem jest wylegitymować obywateli.
Kobieta podała mi mały dokument. Zerknąłem na zdjęcie chwilę się jemu przyglądając by po chwili przyjrzeć się kobiecie badawczym wzrokiem.
-Behutsam. Następnym razem ostrożniej - uśmiechnąłem się patrząc na piękną kobietę. - Życzę miłego dnia i pamiętać o godzinie policyjnej. W razie problemów proszę zgłosić się do Friedricha Schocha - zasalutowałem łagodniejąc. Chciałem dodać otuchy.
Po chwili ominąłem ją podając do rąk papiery. Ruszyłem dalej wykonując swoją codzienną rutynę.

<Rene?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz