M

poniedziałek, 26 marca 2018

Od Rene CD Friedricha

Już od prawie dwóch tygodni byłam w bazie rebeliantów w Warszawie. Przystosowywałam się do konspiracyjnego życia, poznawałam ludzi...moich ludzi, nad którymi wkrótce obejmę dowództwo, jako jeden z czterech generałów.
Oni uważają, że potrzebuję psychiatry. "Tak traumatyczne przeżycia wymagają specjalistycznej pomocy" - powiedziała Tamara Jabłońska, pseudonim "Bruno". Jest bardzo szanowanym generałem Korpusu Dywersyjnego. Podoba mi się ten brak dyskryminacji kobiet, w Polsce kobiety są silne. Za każdym razem, kiedy o tym myślę, czuję dumę z powodu swoich korzeni.
Nasza baza mieści się dosłownie pod ziemią, można wejść tam tylko przez dwa przejścia - przez kanały i starą, rozpadającą się gorzelnię. Przynajmniej o tych dwóch przejściach mi wiadomo. Nie ma szans, żeby wróg dostał się do środka - mutanci skutecznie maskują nasze miejsce pobytu. Ich moce tak bardzo mnie fascynują, zawsze szukałam podobnych do mnie. Dlatego zostałam naukowcem, po prostu muszę dowiedzieć się czegoś więcej o swojej rasie. Skąd się wzięliśmy? Dlaczego każdy ma inną anomalię? No dobra, chyba trochę przynudzam - nie każdego interesują takie rzeczy.
Dostałam fałszywy dowód tożsamości, cały opis życia "fałszywej mnie". Przecież Eliza Fraser oficjalnie nie żyje, jest tylko Karolina Andrzejewicz. Przez ostatnie dwa tygodnie musiałam odbyć szybkie szkolenia ze sprawności fizycznej, broni i sytuacji politycznej. Moja nowa tożsamość musiała wyryć się w mojej pamięci, nawet obudzona w środku nocy musiałam wyrecytować kim jestem, skąd pochodzę i czym się zajmuję - dopiero wtedy uznano, że można wypuścić mnie z bazy. Z jednej strony pragnęłam w końcu wyjść, zrobić coś, działać... ale z drugiej ganiłam sama siebie za młodzieńczy zryw, w końcu byłam już dorosłą kobietą, a to nie wypada. Ale w sumie co tak naprawdę na wojnie wypada?

***
Pomału otworzyłam oczy, ponieważ ostre światło skutecznie uniemożliwiało mi normalne zrobienie tej czynności. Cholerna lampka znowu się zapaliła. Pewnie stoi za tym jakiś mutant panujący nad elektrycznością. Zawsze byłam chodzącym alarmem, jakakolwiek zmiana w otoczeniu mnie budzi. A przez to wszystko, co się ostatnio dzieje, jestem jeszcze bardziej czujna. Raz przestraszyłam się chustki, która spadła z wieszaka i wydała z siebie delikatny odgłos szurania, na który inny człowiek by się nie zerwał z łóżka jak oparzony. Spojrzałam na zegarek.
5:30
No dobra, może przydałoby się wstać. O 6:30 mam się stawić do odprawy, dzisiaj wybieram się na górę - ostatnia część szkolenia. Zgarnęłam jednym ruchem mundur wiszący na krześle i skierowałam swoje kroki do wspólnej łazienki na korytarzu. Jestem typem, który się myje raczej wieczorem, ale po wczorajszym strzelaniu miałam tylko ochotę zanurzyć się w kocu i tak też wczoraj zrobiłam.
Z resztą prysznic dobrze mi zrobi, może przestanę chodzić taka spięta.
Znam zasady: nie wychylać się, nie patrzeć na kamratów, nie przyznawać się, szybko biec
Usiłując zrobić jak najmniej hałasu, wykapałam się i umyłam zęby, ułożyłam włosy. Spojrzałam na siebie w lustrze. Nigdy nie lubiłam swojego odbicia, generalnie nigdy nie lubiłam specjalnie siebie. Ale zazwyczaj staram się nie zaprzątać tym sobie głowy. Dzisiaj wyglądałam znośnie, ale czy tak wygląda cywil? Już teraz ludziom brakuje podstawowych rzeczy. Rozpuściłam włosy i potargałam je nieco, przy lekko kręconych włosach nadal wyglądało to za ładnie. Ha, zadziwiające jak nagle podskoczyła mi samoocena. Odpuściłam i po prostu wyszłam na korytarz, kierując się na stołówkę. O nie, prawie bym zapomniała - soczewki. Muszę je nosić, żeby chociaż moje oczy miały normalny odcień, bo wszystko inne krzyczy we mnie "Jestem mutantką! Zastrzel mnie!".
***
Opatulona w kurtkę i w kapturze na głowie przemierzałam ulice Warszawy ramię w ramię z moim trenerem, którego przydzielił mi osobiście Daniel. Generalnie zostałam miło przyjęta w podziemiu, ale widziałam te spojrzenia, kiedy wychodziłam dzisiaj z bazy. Nie było ich wiele, ale wszędzie znajdą się takie osobniki.
- Co ona tu robi? Kim jest, że się tak wysoko nosi? Dlaczego jest traktowana w specjalny sposób?
To smutne, że nawet w okresie kryzysu ludzie nie potrafią się do końca zjednoczyć. Gdyby wiedzieli, może by zrozumieli...ale nie mogą wiedzieć, kim jestem. To zwykli szeregowi, którzy po łapance wydadzą na torturach wszystko, byle ocalić własna skórę lub rodzinę.
To nie jest tak, że ich oceniam. Pewnie zrobiłabym to samo. Dlatego zawsze mam przy sobie arszenik.
Nagle poczułam ukłucie z boku, to mój partner szturchnął mnie łokciem. Bezgłośnie wskazał głową na wojskowy wóz, który leniwie toczył się po drodze. Pamiętam procedury, musimy się rozproszyć.
Szybko skręciłam w jakąkolwiek uliczkę, mój GPS pokaże mi później, gdzie jest reszta.
Uradowana, że udało mi się uciec, szłam dalej...aż uliczka się skończyła. Cholera, ślepy zaułek. Rozejrzałam się wokół i spostrzegłam mur. Łatwizna.
"Łatwizna" trwała pięć minut, zanim wdrapałam się na górę i zeskoczyłam na drugą stronę, w inną uliczkę. Chciałabym być wyższa.
Nagle coś uderzyło we mnie z całym impetem. Już sięgałam niezdarnie po broń, kiedy wróg złapał mnie za ręce...w dość delikatny sposób.
-Entschuldigung - pochylił głowę w przepraszającym geście. - Moja wina. Die Papiere?
Szybko wróciłam do swojej roli i podałam mu dokument. Przyjrzał mi się badawczym wzrokiem, serce podskoczyło mi do gardła. Wciąż boję się mężczyzn.
- Behutsam. Następnym razem ostrożniej - uśmiechnął się patrząc na mnie wzrokiem "chcę cie przelecieć". - Życzę miłego dnia i proszę pamiętać o godzinie policyjnej. W razie problemów proszę zgłosić się do Friedricha Schocha - zasalutował i, ku mojemu zdziwieniu, poszedł dalej.
Jeśli tak wyglądają niemieccy żołnierze, to dlaczego jeszcze nie wygraliśmy tej wojny?
Na ramieniu widniała odznaka porucznika...jest kimś ważnym. Złamać reguły i iść za nim, licząc na to że nikt się nie dowie i...w najgorszym wypadku stracić głowę?
Nie powinnam. Cholera, muszę. Po cichu zaczęłam iść w pewnej odległości od wojskowego, gotowa w każdej chwili rzucić się w którąś z uliczek. Ku mojemu rosnącemu rozczarowaniu najwyraźniej robił tylko rutynowy obchód, ale w końcu przecież musi skierować się do bazy...
Gdy zatrzymał się na chwilę na jednej z ławek przy parku, wyjęłam GPS, żeby powiadomić dowódcę akcji o moim odkryciu. Mały, kwadratowy przedmiot, który powinien znajdować się w mojej kieszeni. Cholera, oczywiście, że musiał mi wypaść.


<Friedrich?Już się sierotka zgubiła w wielkim mieście>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz