M

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Wertera CD Grisha

Nie mogłem uwierzyć, że wykiwanie policji poszło nam tak łatwo. Stróże musieli mieć zły dzień i nas zgubić albo dość dobry humor, by odpuścić. Idąc do domu, miałem cichą nadzieję, że Guma nie jest jakimś agentem specjalnym, czy innym typem, który za cel honorowy postawił sobie odrąbanie mi głowy toporem i przyniesienie w zębach swojemu panu. Nigdy przecież nie wiadomo, nie? W każdym razie nie chciałem zostawiać go na pastwę jakichś żołnierzy. Byłem pewien, że kiedy zobaczą go po raz drugi, nie dadzą mu tak szybko spokoju. Za godzinę czy dwie powinni mieć zmianę, a wtedy wszystko rozejdzie się po kościach.
Przy ukrywaniu się kolor włosów Gumy był całkowicie bezużyteczny, a nawet strasznie szkodził. Nawet z daleka było zdecydowanie za łatwo go rozpoznać. Musiałem jednak przyznać, że całkiem mi się podobał. Kolor oczywiście, chyba nikt nie pomyślał o niczym innym. Kojarzył mi się z lodami o smaku gumy balonowej, a kto nie lubi lodów?
Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu znaleźliśmy się w moich kilkudziesięciu metrach kwadratowych. Moich i Konrada, który aktualnie szlajał się, gdzieś daleko od domu. Liczyłem, że nie wróci szybko. Mieszanie tej papli w cokolwiek było beznadziejnym pomysłem.
Od rana miałem ochotę jedynie na odrobinę ciepłego napoju i chwilę snu. Na tamtą drugą musiałem niestety trochę poczekać. Założyłem, że mój gość tak szybko nie opuści mego domu, a moja głupota nie urosła do tego stopnia bym spał przy nim. Jasne, jasne, stała na dość wysokim poziomie, skoro w ogóle się tu znalazł, jednak pozory mogłem zachować, chociaż przed sobą.
Przypomniałem mojemu gościowi kilka zasad dobrego wychowania, by uniknąć niepotrzebnych wydatków na odkupienie sprzętu. Zapaliłem światło, by nieco rozjaśnić pokój. Tak to bywa, kiedy masz okna tylko od północy, ciemno jest praktycznie cały dzień. Ma to jednak i swoje plusy, w postaci niższego czynszu. Zazwyczaj siedziałem po prostu po ciemku w ciągu dnia, by nie nadrabiać tego rachunkiem za prąd.
Kiedy już załatwiłem sprawę gościa, zabrałem się za o wiele przyjemniejszą część mojego pobytu w domu. Robienie herbaty było w tej chwili jedyną rzeczą, o której szczerze marzyłem. Może poza milionem dolców. Pozwoliłem, by Guma krzątał się po domu, w którym i tak nie miałem zbyt wielu pamiątek, czy zdjęć. Wszystkie, które pozostały były schowane głęboko w szafach. Stwierdziliśmy z Konradem, że tak będzie lepiej dla wszystkich.
Sporządzenie mojego ciepłego napoju nie zajęło długo, dlatego chwilę później pojawiłem się w wejściu do pokoju. Widok, który ukazał oczom, nie tylko mnie zaskoczył, ale i zaciekawił. W końcu nie codziennie ktoś ma jakiś dziwny atak w moim domu. Nie wyglądało to na zbyt groźne, jednak używaniem anomalii śmierdziało mi na kilometr. Byłem ciekawy, jak to działa, ale również pewny, że nowy przyjaciel nie będzie skory do rozmawiania o tym.
Gdy naukowcowi już przeszło, groza obecna w pomieszczeniu opadła, a ja upewniłem się w fakcie, że nie muszę dzisiaj jechać na pogotowie. Odpowiedziałem szybko i beztrosko na jego pytanie, krótkim, aczkolwiek jednoznacznym zwrotem:
- Wystarczająco.
Guma zbladł w sekundzie z niezrozumiałego początkowo dla mnie powodu. Ot co ma jakieś dziwne skutki uboczne używania mutacyjnych zdolności. Wielkie mi halo. Na pewno nie była to pierwsza rzecz, jaką pragnąłem w życiu widzieć. Dopiero po sekundzie w mojej głowie zapaliło się tak oczywiste wyjaśnienie, które wyrecytowałem na głos:
- Boisz się przyznać, że jesteś mutantem - powiedziałem, a z mojego tonu aż wyciekała ekscytacja zabarwiona rozbawieniem.
Jeśli śnieg można porównać do bieli idealnej, to mój gość zszedł jeszcze o stopień niżej. Oczywiście z jednej strony rozumiałem jego obawę, a z drugiej nie umiałem odrzucić od siebie śmiechu. Machnąłem lekceważąco dłonią, by pokazać, jak mało mnie to obchodzi i usiadłem z kubkiem herbaty na jednym z foteli. Nie miałem najmniejszego zamiaru mu się tłumaczyć, a po prostu zgrabnie zmienić temat.
- Nie przesadzaj, to przecież nie jest zaraźliwe - dodałem po chwili, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, którą w tej chwili można było kroić nożem.
Wskazałem mu na drugie siedzenie, na które opadł z lekką ulgą. Nadal był czujny, jakbym miał w sekundzie wyjąć spluwę i zacząć do niego strzelać. Trwaliśmy chwilę w ciszy. Bardzo niezręcznej dla Gumy, bardzo zręcznej dla mnie. Upajałem się każdą sekundą, spokojnie popijając herbatę, kiedy on czekał na moją reakcję. Dopiero po paru minutach postanowiłem wykorzystać całą sytuację i nieco się zabawić jego kosztem. Trzymanie go w niepewności było jak znęcanie się nad małym kotkiem, ale bardzo mnie to bawiło. Odrzuciłem więc wahania moralne i zacząłem grę. Wystarczyło tylko, by się jej podjął.
- Powinieneś zapytać, jak się tak szybko domyśliłem - podsunąłem mu cicho, zerkając na niego kątem oka.
Chwilę później odzyskał on swoje pierwotne kolory, a wręcz lekko się zaczerwienił. Może było mu nieco głupio, że sam na to nie wpadł? A może jedynie, że się bał? Bardziej prawdopodobne wydało mi się to pierwsze, ponieważ strach był jak najbardziej uzasadniony. Ktoś inny pewnie od razu zacząłby panikować lub wyznać mi prawdę, w nadziei na uniknięcie konsekwencji. No, ale przecież zabawa dopiero się zaczynała! Gość westchnął ciężko i podniósł na mnie wzrok.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał, tak jak prosiłem, naciskając metaforyczne "play".
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Niesamowicie lubiłem, kiedy ktoś postanowił współpracować. Z jednej strony byłem ciekawy, jak zareaguje, kiedy skłamię. Z drugiej nie chciałem go okłamywać. Tuż przed naszym ponownym spotkaniem Daniel dał mi odpowiedź, na pytanie z kim mam do czynienia. Pewnie dla nikogo innego by tego nie zrobił, jednak ja potrafiłem rozmawiać z nim w odpowiedni sposób. A co jeśli to szpieg? A co jeśli to jakaś ważna osoba dla rządu? A co jeśli... bla bla bla. Zawsze działa. Nie znałem wielu faktów jak na przykład działania jego anomalii. Suma summarum wiedziałem jedynie o jego pseudonimie i prawdziwym nazwisku. Więcej oczywiście nie było mi potrzebne, a jeśli bym o to pytał, stałoby się to zbyt podejrzane.
- Mówią na ciebie Grish, prawda? - zmieniłem specjalnie temat, by nieco się z nim podroczyć.
Guma zrobił wielkie oczy, ale skinął głową. Miał przed tym gestem mały opór, wiedział, że im mniej będę wiedział, tym lepiej. Musiałem go niestety szybko rozczarować, bo miałem zdecydowanie więcej informacji, niż powinienem. Poczekałem spokojnie, aż otworzy usta, by zasypać mnie znów pytaniami. Dopiero wtedy zacząłem mówić dalej.
- Iwan Schultz, pracujesz w laboratorium Ruchu Oporu, ja? Jako naukowiec... - nie mogłem skoczyć mojego wywodu, mimo że nie miałem dużo więcej do powiedzenia.
W sumie od początku liczyłem, że mi przerwie. Tak najłatwiej dać wrażenie, że wiesz wszystko, nie wiedząc prawie nic. Naciskać krótko, a mocno. Grish zerwał się z fotela i doskoczył do mnie. Myślę, że każdy inny w tym momencie byłby nieco zaniepokojony. Należał on bowiem do osób dość postawnych, a i siły mu nie brakowało. Widząc jego hardą minę, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Przestało mnie to bawić, dopiero kiedy podniósł mnie za koszulkę z fotela, rozlewając tym sposobem herbatę. Uśmiech szybko zniknął mi z ust, gdy musiałem stanąć na palcach, by zapobiec potarganiu ubrania. Zdecydowanie nie chciałem tracić mojego T-shirtu. Może jednak próba udawania Niemca, była lekką przesadą? Jedno krótkie słówko, a potrafi tak człowieka wystraszyć.
- Przestań i lepiej powiedz, skąd masz te informacje - jego głos był tak wściekły, że prawie zmienił się w warknięcie.
Musiałem przyznać, że jednak zabrnięcie tak daleko nie było najlepszym pomysłem. Sprzątanie podłogi i te sprawy...
- Zluzuj portki, Dawid to mój kumpel. Poprosiłem go, żeby mi coś na ciebie wysłał. Nic więcej w sumie nie wiem. Nie umiem powiedzieć po niemiecku ani słowa więcej - odparłem z prędkością karabinu maszynowego.

<Grish?>

[NASTĘPNA CZĘŚĆ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz