M

środa, 4 kwietnia 2018

Od Stefki CD Usagi

Wyleciała w podskokach, a mnie przyszło się zacząć porządnie zastanawiać, na cholerę na to zrobiłem. Jeszcze mi kto nakabluje, napluje w twarz, bo sprzedałem nie tego tulipana, co trzeba i co będzie? Więzienie będzie za wspomaganie mutantów w potrzebie, bo nie potrafiłem po prostu jak człowiek zamknąć języka za zębami, zamilknąć i nie wtrącać się w sprawy osób trzecich, no tylko rzucam się jak Matka Teresa z Katapulty i ratuję te bogu ducha winne istoty, a sam potem za to życiem przepłacę, zobaczycie. Jeszcze mnie bohaterem narodowym uczynią, jak się już spod okupacji wymskną. Stefka Mazur, samotny kwiaciarz alias Gołębie Serduszko, przetrzymywał posiadaczy anomalii między nowymi dostawami odżywek do kwiatów, gdzie moja pokojowa nagroda Nobla, powinienem dostać już co najmniej trzy. Nie będą nam niemcy pluli w twarz, powiadam wam, jeszcze zadbam o...

Nie, zdecydowanie nie, panie ptasiarz proszę usiąść spokojnie i się nie wyrywać, bileciki do kontroli, nie ma? No to proszę nam podać swój pesel, spokojnie, proszę się nie martwić światem i pańskim własnym jestestwem, pan przecie i tak jest tylko mięsem.
Mówię wam, kiedyś jednak uwierzę w słowa muzyka, którego do tej pory namiętnie słuchałem i zrobię te pierdolone sześć zer.
Aż korzystając z okazji i chwili spokoju, bo godziny martwe nadeszły, nikt nosa z domu nie wystawiał, załączyłem playlistę na starej, zjechanej już nieco komórce i zacząłem bujać się w rytmy hitów sprzed dobrych trzech, czterech lat, wspominając przyjemne chwile, gdy jeszcze nikt ci nie wsadzał shotguna do mordy, albo nie przykładał spluwy do czoła, bo akuratnio jakoś tak się krzywo zerknąłeś.
Odliczałem godziny, minuty, sekundy, do zamknięcia tego nieszczęsnego budynku, spierdzielenia w domu, przejarania paczki szlugów i zaginięcia w odmętach pościeli, mrucząc pod nosem, bo ciepło, bo miło, bo wygodnie.
No, a na dosłownie chwilę przed zamknięciem sklepu do środka ponownie wparowała uszasta dziewoja, czego początkowo nie zakodowałem, dopiero gdy usłyszałem jej głos, jakiś tam pstryczek mi przeskoczył we łbie.
— Dobry! — odparła, gdy z przyzwyczajenia rzuciłem przywitaniem, no, a że pora już późna, to trzeba było się należycie przywitać, prawda? Zerknąłem na kobietę. Nie no, bliżej jej było do nastolatki. — Przepraszam, że się narzuciłam dzisiejszego ranka. Dziękuję również za pomocną dłoń. W ramach podziękowania przyniosłam coś dla pana.— W moją stronę poleciały dłonie z prezentami, na których widok brwi momentalnie mi podbiło do góry, a mowę nieco odebrało, bo co ja miałem teraz, do cholery jasnej zrobić.
Zaburczałem pod nosem, mruknąłem coś, warknąłem i westchnąłem cicho.
— Kochanieńka moja, to cudownie z twojej strony, naprawdę, ale cholera, jak mi zobaczą, co się dzieje, to nam obu może się dostać, a jak ci jeszcze znowu te uszęta wynajdą i przypomną sobie, że w sumie się z tobą spoufalam, to kulka w łeb murowana — burknąłem, stukając palcami o ladę. — Zachowaj to dla siebie, cokolwiek tam masz, naciesz się, nie wydawaj pieniędzy na starego starusieńkiego i staraj się nie odwdzięczać za rzeczy oczywiste, bo ci każdy normalniejszy pomoże w ten sposób, przecie i tak wszyscy w tym siedzimy. — Westchnąłem pod nosem. — No, zmykaj mi z widoku teraz, bo za chwilę zamykam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz