M

piątek, 6 kwietnia 2018

Od Stefki CD Usagi - Zakończenie

Miałem ochotę coś roztłuc, gdy kobieta, zamiast postawić rzeczy na ladzie, która stała centralnie przed nią, postawiła wszystko na podłodze, no cholera jasna, myślała ona, czy jednak jakoś moment jej jakiekolwiek procesy myślowe ukrócił do minimum, bo żem pyska nastrzępił. Rozwydrzone bachorska, które myślą, że są w konspiracji, to świat przed nimi padnie na kolana i zacznie ich całować po stopach, kurwa światełka narodów, gówno prawda, srał to wszystko pies. Sami sobie zasłużyli na cierpienia, a teraz jeszcze płaczą.
No przepraszam, wystarczało nie poddawać się emocjom i rozwalać nastolatków o ściany ze swoją nadludzką siłą. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, a nawet jak potem poprawisz, to niesmak po złej nocy i tak pozostanie.
No, ale co miałem zrobić, jak podnieść te nieszczęsne pakunki, rzucić je na magazyn, bo mi kto jeszcze je podepcze, a nie chciałem mieć dziwnej, niezidentyfikowanej plany, czegoś rozpaćkanego na podłodze, żeby jeszcze potem to sprzątać, no do tego poziomu jeszcze żem się nie zapędził.
Westchnąłem ciężko, ogarnąłem pomieszczenie i oficjalnie zamknąłem na dzisiaj sklep, a kamień spadł mi z serca. W końcu wieczór, odpoczynek, cisza, spokój, piwo, kontynuowanie usypywania mojej małej górki z kiepów i nadzieja na lepsze jutro. Bo nic innego przecież mi nie pozostało, prawda? Podciągnąłem tylko rękawy, rozglądnąłem się po ulicy i upewniając się, że już nic, ani nikt, póki co mi nie zagraża, ruszyłem szybkim krokiem do mieszkania, przy okazji namiętnie obracając zapalniczkę w dłoniach.
— Przyszłam kupić kwiatki — oznajmiła kobieta, która na następny dzień ponownie postanowiła przybłąkać się do kwiaciarni, tym razem jednak w jakichś neutralnych i przede wszystkim normalnych intencjach. Bo przecież zakup chabazi był absolutnie na miejscu, od tego tutaj byłem, prawda? Przynajmniej kilka groszy wpadnie do kieszeni. Uniosłem brwi, ale pokiwałem głową. — Tylko te kwiaty mają być we wesołych kolorach i najlepiej z jakąś wstążką ładną — dodała. — No tak! Poprosiłabym również kilka kwiatków ale osobno. Mają być dla chłopców jak i dziewczynek. — No i teraz to mi gwoździa zabiła, bo co oznaczało „kwiaty dla dziewczynek” i „kwiaty dla chłopców”? Czy serio docieramy do momentu, gdy rośliny i ich rodzaje zaczynają mieć płeć, jakby facetowi róży nie można było wściubić na walentynki? No ja bym się ucieszył, jeszcze jakby mi takiego badyla, jaki atrakcyjniejszy mąż przytargał, to bym skakał i piszczał z radości jak bachorstwo z podwórza, tymczasem coś takiego? — To jak będzie? — No, ale jak to się mówi, klient nasz pan, dlatego bez zająknięcia, mruknięcia, czegokolwiek, po prostu przygotowałem jakiś tam, jak to poprosiła, kolorowy bukiet, kilka ciętych kwiatów i wszystko ładnie sprezentowałem w akompaniamencie gdzieś tam cichutko przygrywającego w tle Stromae.
Sprezentowałem wszystko, rzuciłem ceną, kobieta zapłaciła i nawet dobrze nie zareagowaliśmy, bo po prostu zniknąłem na zapleczu na dłuższy czas, a gdy wróciłem, nastolatki po prostu nie było.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz