Sama w mieście, w którym jestem teoretycznie pierwszy raz. Zero łączności z baza, żadnej mapy ani chociaż znaku. Owszem, kiedyś bywałam z rodzicami w Polsce...przez stolicę przejeżdżaliśmy raz, zazwyczaj siedzieliśmy po prostu w Gdańsku. Spróbowałam skupić myśli i przypomnieć sobie mapę Warszawy, którą studiowałam kilka godzin wcześniej...bezskutecznie.
- Ogarnij się Elizo, to nie czas na jakieś paranoje - zacisnęłam pięści
Nagle coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej, powietrze uciekło z płuc i nie chciało wrócić. Upadłam kolanami na ziemię, łapiąc się za żebra, jednocześnie szybko sięgając do buta - ukryta tam była mała strzykawka z niebieskawym płynem. Bez ceregieli wbiłam sobie ją w żyłę na lewej ręce i wpuściłam połowę substancji do krwiobiegu. Oparłam się o najbliższe drzewo, zbawczy haust powietrza nastąpił szybko.
To już trzeci taki atak, a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Nie mogę znieść myśli, że już do końca życia będę wadliwa.
***
Szybko zrezygnowałam z pomysłu szukania GPS`a, tylko zwróciłabym na siebie niepotrzebną uwagę. Po ataku moja trzeźwość umysłu powróciła i zdążyłam się mniej więcej zorientować, gdzie jestem. Wyszłam już z parku, kierując się do najbliższego budynku. Przy ścianie była drabinka, która pozwoli mi wejść na dach...może uda mi się coś stamtąd zobaczyć.
Jeśli jestem tam, gdzie założyłam, to Pałac Kultury powinien być na lewo...jest! Budowla wyglądała, jakby jakiś dinozaur wygryzł połowę. Podobno Niemcy urządzili sobie imprezę w tamtejszym teatrze, która skończyła się dość...wybuchowo.
Gładko zeszłam z drabinki, zeskakując z ostatniego szczebelka, byłam w dobrym humorze. Wystarczy, że pójdę teraz prosto pod Pałac, a stamtąd ogarnę spokojnie drogę powrotną. Pełna optymizmu ruszyłam przed siebie.
- Ogarnij się Elizo, to nie czas na jakieś paranoje - zacisnęłam pięści
Nagle coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej, powietrze uciekło z płuc i nie chciało wrócić. Upadłam kolanami na ziemię, łapiąc się za żebra, jednocześnie szybko sięgając do buta - ukryta tam była mała strzykawka z niebieskawym płynem. Bez ceregieli wbiłam sobie ją w żyłę na lewej ręce i wpuściłam połowę substancji do krwiobiegu. Oparłam się o najbliższe drzewo, zbawczy haust powietrza nastąpił szybko.
To już trzeci taki atak, a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Nie mogę znieść myśli, że już do końca życia będę wadliwa.
***
Szybko zrezygnowałam z pomysłu szukania GPS`a, tylko zwróciłabym na siebie niepotrzebną uwagę. Po ataku moja trzeźwość umysłu powróciła i zdążyłam się mniej więcej zorientować, gdzie jestem. Wyszłam już z parku, kierując się do najbliższego budynku. Przy ścianie była drabinka, która pozwoli mi wejść na dach...może uda mi się coś stamtąd zobaczyć.
Jeśli jestem tam, gdzie założyłam, to Pałac Kultury powinien być na lewo...jest! Budowla wyglądała, jakby jakiś dinozaur wygryzł połowę. Podobno Niemcy urządzili sobie imprezę w tamtejszym teatrze, która skończyła się dość...wybuchowo.
Gładko zeszłam z drabinki, zeskakując z ostatniego szczebelka, byłam w dobrym humorze. Wystarczy, że pójdę teraz prosto pod Pałac, a stamtąd ogarnę spokojnie drogę powrotną. Pełna optymizmu ruszyłam przed siebie.
<F? Wybacz, że tak długo...ja się poprawie ;-;>
[NASTĘPNA CZĘŚĆ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz