— Wstajemy, wstajemy, no, chyba że chcesz, żeby ci nasi strażnicy miejscy uszęta upierdolili przy samym łbie — warknął do mnie, a ja kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Zrobiłam jednak tak jak kazał i poszłam tuż za nim. Weszliśmy do środka jakiejś kwiaciarni. Od razu poczułam rozmaite zapachy kwiatów.
- Dlaczego od razu nie uciekłaś gdy twoja czapka spadła z głowy! Masz szczęście, że ci strażnicy ciebie nie zobaczyli! - nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zachowywał się zupełnie tak jak major. Spojrzałam się na niego, wyglądał chyba na zmęczonego. Spojrzałam się na moje ramię na którym siedziała moją panda Ryuu.
Wzięłam w obie dłonie Ryuu i wyciągając dłonie na wprost mnie spojrzałam sir na jego pyszczek.
- Czy nic ci się nie stało? - zignorowałam na chwilę mężczyznę. Martwiłam się o Ryuu bo jakby nie było to ja tylko jemu ufałam.
- Spokojnie, nic mi nie jest! - powiedział na głos. - Dziękuję za troskę, a teraz podziękuj temu panu tak jak się mu należy - skierował swoją pandzią łapkę w stronę wysokiego mężczyzny.
- Dziękuję panu za uratowanie Ryuu! - wzięłam pande do siebie, aby było mi wygodniej. W ramach podziękowania skłoniłam się w pół. - Czy to pana sklep? - zapytałam. Zaczęłam rozglądać się po sklepie. Było dużo kwiatów. Niektóre z nich znałam, ale niektóre były takie ładne a i tak ich jeszcze nie widziałam, a co za tym szło nie znałam ich nazwy. Jakoś chciałam uniknąć tematu o moich uszach. - Jak nazywają się te kwiaty? - wskazałam palcem na nieznane mi kwiaty, a wzrok zwróciłam ku wyższemu ode mnie mężczyźnie. Uśmiechnęłam się wesoło w jego stronę.
<Stefka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz